VI rocznica Tragedii Smoleńskiej

TWOJE BRYLANTY

Twoje brylanty dobra inwestycja
Coś dla pań i nie tylko
kod polecający
JD9HRL

  • https://e-brylanty.pl/?mw_aref=169eed8de9fecdf123d6a14fc0d7307f


sobota, 21 kwietnia 2012

Felieton Ks Brząkalika


„Felieton Ks. Brząkalika”

Drodzy słuchacze. Witam serdecznie i zapraszam na kolejny niedzielny felieton, który ma dwa akcenty: po-wielkanocny i miłosierdziowy.

Dzisiejsza niedziela domyka, wieńczy jeden z najjaśniejszych, a właściwie to najjaśniejszy tydzień w całym roku.

            Jasność, świetlistość tego tygodnia jest oczywistą konsekwencją Wielkanocy, jej skutkiem.  Niestety, widać tu jednak wyraźną smugę cienia kładącą się na tej świetlistości. I ten cień towarzyszy tej jasności od samego początku. A jest nim, jak mi się zdaje, nierozpoznanie, niepoznanie.

            Jeśli ktoś śledził przypadające fragmenty Ewangelii na kolejne dni minionego tygodnia, to mógł zauważyć, że przewijał się w nich najczęściej motyw nierozpoznania. Najpierw Maria Magdalena. Nierozpoznała, wzięła za ogrodnika. Potem ci dwaj, opuszczający Jerozolimę, by schronić się na prowincji, na wsi, nie poznali idącego obok, rozmawiającego z nimi. A potem cała grupa, chyba z ośmiu, i to tych najbliższych, nie rozpoznała stojącego na brzegu. To nierozpoznanie jest więc doświadczeniem powszechnym, dotyczy ich wszystkich. Gdyby ono dotyczyło tylko tej jednej kobiety, można by je skwitować jej egzaltacją, czy zaszlochanymi oczami, a to nierozpoznanie dwójki idących do Emaus można by spisać na karb zaślepienia mieszanką strachu i tchórzostwa. Ale nierozpoznania przez całą ósemkę nie da się tak łatwo usprawiedliwić. Ciekawe, że to nierozpoznanie nie wywołuje zawiedzenia, rozczarowania, a raczej potrzebę znalezienia klucza, sposobu na poznanie. Magdalenie wystarcza jedno słowo, uczniom do Emaus wspólnota przeżywania obecności, ósemce wskazówka do działania, podpowiedź rozwiązania.

            Wszystkie te nieropoznania mają to samo podłoże, ten sam początek. A jest nim powierzchownowość, przyćmienie emocjami. Magdalenie w rozpoznaniu przeszkodziła rozpacz, żal, smutek, wędrowcom do Emaus rozczarowanie, zawiedzione nadzieje, niespełnione ambicje, a ósemce bezradność, rezygnacja, brak perspektywy, beznadzieja.

            Rozpacz, żal, smutek, rozczarowanie, zawiedzione nadzieje, niespełnione ambicje, bezradność, rezygnacja, brak perspektywy, beznadzieja - to działa jak gęsta mgła ograniczająca do minimum możliwość zobaczenia, rozpoznania i poznania, co ładnie wyraża jedno z tłumaczeń Ewangelii, kiedy mówi, że ich oczy były jakby przyćmione.

            I tak sobie myślę, więcej, jestem o tym przekonany, że ten dramat nierozpoznania, niepoznania, i to w odniesieniu tak do Zmartwychwstałego, jak i do Kościoła, bliźniego, a nawet siebie samego nie tylko się natęża, ale powiedziałbym, że pączkuje, rozsiewa jak wirus. A powodem tej niemal epidemii nierozpoznawania, niepoznawania jest lawinowo rosnące powodzenie powierzchowności, zaćmienia emocjami.

            Lekarstwo, odtrutka na ową powierzchowność znana jest już od czasów Zmartwychwstania. Jest nią słowo, wspólnota przeżywania obecności i działanie, podpowiedź rozwiązania. Tylko tymi kluczami możemy, mimo tej coraz gęstszej mgły powierzchniowości, dojść do poznania, do rozpoznania tak Zmartwychwstałego, jak i Kościoła, bliźniego, a nawet siebie samego.

            Nie sposób dzisiejszej niedzieli nie dotknąć też miłosierdzia, zwłaszcza, że jak mi się zdaje dość opacznie miłosierdzie rozumiemy. Co to właściwie jest miłosierdzie? Wyczytałem gdzieś taką oto jego definicję: Miłosierdzie jest to aktywna forma współczucia, wyrażająca się w konkretnym działaniu, polegającym na bezinteresownej pomocy. Samo współczucie nieprzekładające się na działanie miłosierdziem jeszcze nie jest. I nie można, nawet nie wolno nie zauważyć tu wyraźnego akcentu, jaki położony jest na konkrecie, na działaniu. Miłosierdzie nie jest uczuciem, emocją, li tylko współczuciem. Jest działaniem, konkretnym działaniem i to bezinteresownym.

            Tak mi się zdaje, takie też odnoszę wrażenie, że okazywanie miłosierdzia mylimy często z politowaniem, nawet z litością, a w okazywaniu miłosierdzia bywamy bardziej ogólnikowi niż konkretni, i że gubimy gdzieś bezinteresowność naszego miłosierdzia. I na domiar złego okazywanie miłosierdzia bywa okazją z jednej strony do pokazania swojej wyższości, a z drugiej do polepszenia sobie samooceny.

            Proszę pozwolić, że przypomnę teraz nam wszystkim katechizmową listę uczynków miłosierdzia, najpierw, co do duszy: grzesznych upominać, nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować, modlić się za żywych i umarłych, i co do ciała: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych nawiedzać, umarłych pogrzebać.

            Proszę zwrócić uwagę, że w jednym i drugim przypadku chodzi o konkret, o działanie. To nie jest lista pobożnych życzeń, czy uspokajających obietnic. Idzie o upomnienie, pouczenie, radę, pocieszenie, znoszenie, darowanie, modlitwę, nakarmienie, zaspokojenie pragnienia, przyodzianie, ugoszczenie, odwiedziny i pogrzebanie. To nie jest pustosłowie. To są konkretne działania.

            Dziś, kiedy tak bardzo związujemy naszą nadzieję z Bożym miłosierdziem, świadomie prowokacyjnie zapytam: czy licząc na Boże miłosierdzie wobec siebie, mam świadomość, że tu obowiązuje zasada symetryczności: Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest wasz Ojciec...?

Pozostając, więc tylko na poziomie ducha zapytajmy, jak wygląda poziom symetryczności mojego miłosierdzia. Czy mam odwagę upomnieć, pouczyć, czy wolę się nie wtrącać chowając głowę w piasek? Czy rozwiewam wątpliwości dobrą radą i słowem, czy bardziej je rozsiewam dwuznacznością języka? Czy mam dość cierpliwości znosząc krzywdę, czy raczej rozsadza mnie niecierpliwość rewanżu, czy odpłaty? Czy potrafię być wyrozumiałym w darowaniu urazów, czy raczej wyrozumiałość mam tylko dla siebie, a wymagania tylko dla bliźnich?

Myślę, że warto sobie, właśnie dziś, postawić tych parę pytań. Zachęcam, niezależnie od poziomu własnej pobożności, czy religijności, i niezależnie od roli społeczno – polityczno – gospodarczo - rodzinno – kościelnej.

Zostawiając Państwa z tą zachętą, dziękuję za uwagę. Do usłyszenia znów – ks. Piotr Brząkalik.



 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz