TWOJE BRYLANTY
Twoje brylanty dobra inwestycja
Coś dla pań i nie tylko
kod polecający
JD9HRL
- https://e-brylanty.pl/?mw_aref=169eed8de9fecdf123d6a14fc0d7307f
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą świadectwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą świadectwo. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 22 czerwca 2020
Być zawsze sobą ! Antoni Podlecki wydawnictwo Archikonfraterni Literackiej
środa, 25 września 2019
wtorek, 30 kwietnia 2019
Duchowa Adopcja Dziecka
Warto przypomnieć w kontekście profancji obrazu Matki Bożej Królowej Polski . Dziś tak jak przed laty katolik ma obowiązek wypełniać śluby Jasnogórskie, każda modlitwa za najsłabych - czyli dzieci nienarodzone jest potrzebna.
O modlitwie mówili prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński i święty naszych czasów Jan Paweł II -
który też zauważył -Naród który zabija jest narodem bez przyszłości.
Etykiety:
adopacja,
duchość,
duchowa adopacja dziecka,
dzieci,
nie zabijaj,
Pamięć,
przyrzeczenie,
religia,
rodzina,
śluby Jasnogórskie,
świadectwo
środa, 26 września 2018
MODLITWA JUBILEUSZOWA ZA DEKANAT I MIASTO
MODLITWA
JUBILEUSZOWA ZA DEKANAT I MIASTO
O
Mysłowicka Pani, [1]
Której
matczyne serce pełne jest miłości –
-kochaj
nas,
którzy do Ciebie przychodzimy z naszymi
zaletami i wadami,
radościami i smutkami,
takich jakimi jesteśmy.
Przychodzimy
do Ciebie,
by
w Twoje ręce powierzyć nasze ziemskie wędrowanie,
prosząc o wstawiennictwo u Twojego Syna Jezusa
Chrystusa,
naszego Pana i Zbawiciela.
Wyproś
nam potrzebne łaski:
wiarę
– byśmy potrafili trwać przy Bogu,
a
swoim życiem dawali świadectwo,
że
Boże prawo jest dla nas najważniejsze;
nadzieję
– na to, że problemy codzienności nie przyćmią tego,
co jest istotą życia;
co jest istotą życia;
miłość-
byśmy potrafili kochać miłością bezinteresowną i bezwarunkową.
Dla
mysłowickiej społeczności prosimy Cię o takie serca i takie umysły, by
myślenie,
mowa
i działanie zawsze było zgodne z wolą Bożą.
[1] Modlitwa
Jubileuszowa za Dekanat i miasto Mysłowice w 150 lecie Dekanatu Mysłowickiego ułożona
przez księdza Krzysztofa Kaszę, proboszcza parafii Najświętszego Serca Pana
Jezusa w Mysłowicach. Za pozwoleniem Władzy Duchownej – VJ-2207/18 Katowice
,dnia 12marca 2018
Etykiety:
150 -lecie,
Dekanat Mysłowicki,
duchowość,
jubileusz,
kościół,
Krzysztof Kasza,
Ksiądz,
Matka Boża Mysłowicka,
Miłość,
modlitwa,
nadzieja,
polska,
religia,
Śląsk,
świadectwo,
wiara
piątek, 29 września 2017
GIAN FRANCO SVIDERCOSCHI
GIAN
FRANCO SVIDERCOSCHI
Gian
Franco Svidercoschi [1]urodził
się 22 lipca 1936 roku w Ascoli
Piceno to włoski dziennikarz o polskich korzeniach, od 1959roku rozpoczyna
karierę dziennikarską -watykanista, specjalista do spraw problemów religijnych
i polityki międzynarodowej.
Relacjonował
przebieg II Soboru Watykańskiego. Wieloletni redaktor miesięcznika „L’Osservatore Romano” [2]
i zastępca dyrektora.
Autor kilkunastu
książek, w tym bestsellerowego wywiadu z kardynałem Stanisławem Dziwiszem pt. „Świadectwo”.
[3]
W oparciu o jego
biografię Jana Pawła II powstał scenariusz filmu –
„Karol. Człowiek, który został papieżem”.
Najbardziej
znane publikacje to:
„List do żydowskiego przyjaciela”- z 1993 roku
.
Najnowsza pozycja
książkowa tego autora to:
-swoją premierę miała 27 września 2017,
[1] Gian Franco
Svidercoschi- włoski dziennikarz ur. 22 VII 1936 w Ascoli Piceno
[2] L’Osservatore
Romano”- gazeta watykańska
[3] „ Świadectwo”- wywiad z Kardynałem Stanisławem Dziwiszem
[4] „Papież ,który
zapalił świat”- książka wydawnictwa Znak-
autora Gian Franco Svidercoschi premiera 27 wrzesień 2017, format: 124 x 195, s. 224, oprawa miękka ze skrzydełkami,
cena detaliczna 34,90 zł. Książka dostępna w dobrych księgarniach, Empiku oraz
na www.znak.com.pl
wtorek, 26 września 2017
wtorek, 4 kwietnia 2017
Wspomnienia Kardynała Zenona Grocholewskiego
poniedziałek, 5 marca 2012
PIEKŁO I NIEBO
PIEKŁO I NIEBO…
Był październik. Za oknem coraz częściej było widać
spadające krople deszczu. Lato odeszło do historii a przeszywający ciało chłód
i ponure dni zaczęły pisać teraźniejszość. Dużymi krokami zbliżał się dzień
wyjazdu na rekolekcje. Nie było jednak w moim sercu, ani euforii, ani
wewnętrznego polotu. W myślach kłębiły się pokusy, by zrezygnować, by zrobić
sobie gorącą herbatę i usiąść przed telewizorem. Jakby tego mało na dzień przed
wyjazdem rozchorowała się żona i rozpoczął się przymusowy remont w domu. Powoli
zaczynałem wątpić w sens tego wyjazdu. W ostatniej chwili postanowiłem, że
jednak pojadę i zacząłem pośpiesznie pakować się. Czas mnie gonił więc nawet
nie zdawałem sobie sprawy, czy wszystko mam spakowane. Było zimne popołudnie.
Dzień chylił się ku zachodowi a ja
rozpoczynałem podróż w nieznane, bo jak na razie pod nogami znajdowałem same
przeszkody.
I to nie był ich koniec. Po dotarciu na przystanek okazało się, że autobus nie przyjechał. Miałem dwa wyjścia: wrócić do domu, a więc poddać się, lub iść po samochód do garażu na drugi koniec miasta. I znów postanowiłem się nie poddać. Po małych przygodach dotarłem wreszcie do celu. Szatan nie dawał jednak za wygraną. Przez pół godziny szukałem miejsca żeby zaparkować samochód. Tuż przed godziną 18 stanąłem przed bramą klasztoru Sióstr Służebniczek. Zanim wszedłem do środka odwróciłem się jeszcze za siebie i zobaczyłem wtedy ten autobus, którym miałem przyjechać, a przecież na przystanku w Mysłowicach nie pojawił się. Tamtego wieczoru jednak nie zwróciłem na ten fakt uwagi. Dziś, z perspektywy czasu wiem, że szatan robił wszystko żeby mnie zniechęcić, żebym nie dotarł do tego miejsca. Nadszedł czas rozpoczęcia rekolekcji. Początek wyjątkowego spotkania z Bogiem był bardzo trudny. Wewnętrzne rozdarcie, zniechęcenie, czy nawet obojętność towarzyszyły mi na każdym kroku. Moja modlitwa była tylko powtarzaniem wyuczonych w dzieciństwie regułek. Nie potrafiłem rozmawiać, cieszyć się obecnością innych, śmiać się, czy nawet spać w nocy. Nigdy do tej pory nie doświadczyłem takiej pustki, obojętności. Następnego dnia były chwile, kiedy chciałem się spakować i wyjechać. Myślałem, że już zmarnowałem ten czas, który dostałem od Pana Boga, czas szczególny. Mimo braku skupienia wciąż modliłem się, wciąż klęczałem i modliłem się. I tak powoli nadszedł piątkowy wieczór. Drugi dzień rekolekcji zakończyliśmy apelem jasnogórskim. Pozostał już tylko upragniony odpoczynek. Wracając do pokoju wstąpiłem jeszcze do kaplicy. Jej wnętrze było wypełnione ciszą i wszechogarniającą ciemnością. W oddali był widoczny duży krzyż. Tuż obok paliła się czerwona lampka. Przez jakiś czas patrzyłem tylko na krzyż. Wpatrywałem się w niego jakbym dzisiaj odkrył jego istnienie a przecież towarzyszy mi każdego dnia. Ta przenikliwa cisza stała się moją modlitwą. Nie potrzebne były słowa. Nie wiem jak długo trwała ta chwila, ale mogłaby stać się wiecznością.
Z kieszeni wyciągnąłem różaniec. Zacząłem odmawiać zdrowaśkę za zdrowaśką. Każdy paciorek różańca powoli wyrywał mnie z tej wewnętrznej pustyni. W krzyżu zacząłem dostrzegać wielką miłość Jezusa do mnie, ale wpierw i ja musiałem doświadczyć czym jest opuszczenie, pustka. Uświadomiłem sobie, że Bóg sam dzisiaj dotknął mojego serca. Patrzyłem na krzyż, a w oczach pojawiły się łzy, łzy szczęścia. Od tej pory rekolekcje były dla mnie spacerem po niebie. Do domu wróciłem bogatszy o nowe doświadczenia i przeżycia, które miały wielki wpływ na moje codzienne życie. Minęło już kilka lat od tych rekolekcji a ja ciągle wracam do nich, bo nauczyły mnie kochać krzyż, ten codzienny krzyż. Kochać krzyż to nie znaczy unikać go, ale trzeba wyjść mu naprzeciw, stawić mu czoło, a gdy trzeba będzie wziąć go na swoje barki i iść z nim. Gdy będzie ci ciężko spójrz na krzyż, tam zobaczysz Kogoś, kto Cię kocha bez granic, takim jakim jesteś. Niech to świadectwo będzie dla ciebie zachętą do przeżywania rekolekcji. Pan Bóg jest zawsze gotowy, by pustynię w twoim sercu zamienić w oazę szczęścia. Spróbuj uchylić drzwi swego serca a później… a później już tylko zakosztujesz nieba.
I to nie był ich koniec. Po dotarciu na przystanek okazało się, że autobus nie przyjechał. Miałem dwa wyjścia: wrócić do domu, a więc poddać się, lub iść po samochód do garażu na drugi koniec miasta. I znów postanowiłem się nie poddać. Po małych przygodach dotarłem wreszcie do celu. Szatan nie dawał jednak za wygraną. Przez pół godziny szukałem miejsca żeby zaparkować samochód. Tuż przed godziną 18 stanąłem przed bramą klasztoru Sióstr Służebniczek. Zanim wszedłem do środka odwróciłem się jeszcze za siebie i zobaczyłem wtedy ten autobus, którym miałem przyjechać, a przecież na przystanku w Mysłowicach nie pojawił się. Tamtego wieczoru jednak nie zwróciłem na ten fakt uwagi. Dziś, z perspektywy czasu wiem, że szatan robił wszystko żeby mnie zniechęcić, żebym nie dotarł do tego miejsca. Nadszedł czas rozpoczęcia rekolekcji. Początek wyjątkowego spotkania z Bogiem był bardzo trudny. Wewnętrzne rozdarcie, zniechęcenie, czy nawet obojętność towarzyszyły mi na każdym kroku. Moja modlitwa była tylko powtarzaniem wyuczonych w dzieciństwie regułek. Nie potrafiłem rozmawiać, cieszyć się obecnością innych, śmiać się, czy nawet spać w nocy. Nigdy do tej pory nie doświadczyłem takiej pustki, obojętności. Następnego dnia były chwile, kiedy chciałem się spakować i wyjechać. Myślałem, że już zmarnowałem ten czas, który dostałem od Pana Boga, czas szczególny. Mimo braku skupienia wciąż modliłem się, wciąż klęczałem i modliłem się. I tak powoli nadszedł piątkowy wieczór. Drugi dzień rekolekcji zakończyliśmy apelem jasnogórskim. Pozostał już tylko upragniony odpoczynek. Wracając do pokoju wstąpiłem jeszcze do kaplicy. Jej wnętrze było wypełnione ciszą i wszechogarniającą ciemnością. W oddali był widoczny duży krzyż. Tuż obok paliła się czerwona lampka. Przez jakiś czas patrzyłem tylko na krzyż. Wpatrywałem się w niego jakbym dzisiaj odkrył jego istnienie a przecież towarzyszy mi każdego dnia. Ta przenikliwa cisza stała się moją modlitwą. Nie potrzebne były słowa. Nie wiem jak długo trwała ta chwila, ale mogłaby stać się wiecznością.
Z kieszeni wyciągnąłem różaniec. Zacząłem odmawiać zdrowaśkę za zdrowaśką. Każdy paciorek różańca powoli wyrywał mnie z tej wewnętrznej pustyni. W krzyżu zacząłem dostrzegać wielką miłość Jezusa do mnie, ale wpierw i ja musiałem doświadczyć czym jest opuszczenie, pustka. Uświadomiłem sobie, że Bóg sam dzisiaj dotknął mojego serca. Patrzyłem na krzyż, a w oczach pojawiły się łzy, łzy szczęścia. Od tej pory rekolekcje były dla mnie spacerem po niebie. Do domu wróciłem bogatszy o nowe doświadczenia i przeżycia, które miały wielki wpływ na moje codzienne życie. Minęło już kilka lat od tych rekolekcji a ja ciągle wracam do nich, bo nauczyły mnie kochać krzyż, ten codzienny krzyż. Kochać krzyż to nie znaczy unikać go, ale trzeba wyjść mu naprzeciw, stawić mu czoło, a gdy trzeba będzie wziąć go na swoje barki i iść z nim. Gdy będzie ci ciężko spójrz na krzyż, tam zobaczysz Kogoś, kto Cię kocha bez granic, takim jakim jesteś. Niech to świadectwo będzie dla ciebie zachętą do przeżywania rekolekcji. Pan Bóg jest zawsze gotowy, by pustynię w twoim sercu zamienić w oazę szczęścia. Spróbuj uchylić drzwi swego serca a później… a później już tylko zakosztujesz nieba.
Subskrybuj:
Posty (Atom)